Dyskryminacja kobiety w kościele katolickim?
Autor |
Wiadomość |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Cytuj: Rola matki, tak, jak jest propagowana przez społeczeństwo, nie jest to dla mnie czymś, z czym się identyfikuję i czego pragnę. Tak to czuję i już. I czy kk przewiduje miejsce dla takich osób? Z tego dokumentu to nie wynika. Może trzeba odróżnić " rolę matki " od " bycia matką " ? Czy Kościół przewiduje miejsce dla osób, które ani w " roli matki " ani w byciu matką siebie nie widzą ? Oczywiście że tak. Najprostszy przykład to celibat, ale nie tylko. Cytuj: Samospełnienie może być oderwane od płci, rozumianej jako wypełnienie f-ji rozrodczych. Kobieta nie znaczy matka, mężczyzna nie znaczy ojciec. W porządku, w takim razie powiedz mi, co znaczy " kobieta " wg Ciebie ( pytam zupełnie bez żadnych ofensywnych zamiarów ). Cytuj: Czy kobieta, w swej naturze jest służalcza? ale tu pojawia się pytanie, czy takie cechy, jak pasywność, współczucie, opiekuńczość, schodzenie na dalszy plan to cechy, z którymi kobieta się rodzi, czy jest ich uczona w procesie socjalizacji? " Służalcza " to takie brzydkie słowo, ja bym wolał powiedzieć " oddana ", i tak, jest taka z natury, ponieważ dziecko w początkowym okresie życia wymaga od kobiety poświęcenia, także biologicznego. Wszystkie pozostałe cechy również są pochodną instynktu macierzyńskiego, przy czym pasywność i schodzenie na dalszy plan na pewno nie mają charakteru absolutnego ( i szczerze mówiąc wątpię, czy pasywność w ogóle można uznać za kulturową cechę kobiety, bo jeśli chodzi o moje doświadczenie z ludźmi różnego pokroju, to zdecydowanie częściej spotykałem się z pasywnością u mężczyzn ). Cytuj: Zgodzisz się chyba, że chłopcy i dziewczynki są wychowywani zupełnie inaczej. To chłopcy mogą łazić po drzewach, bić się, przeklinać, walczyc o swoje, biegać, latać, skakać pływać itp. Dziewczynka, od urodzenia, uczona jest bycia pomocną, przedkładania cudzych potrzeb nad własne, chodzenia w spódniczkach, ładnego sładania nóżek, prac domowych, które później maja uczynić ją użyteczną (bo przecież mężczyzna nie musi zajmować się praniem, sprzątaniem, bo uwłaczają one jego męskiej godności), itp. Brzmi to dla mnie problematycznie. Nie sądzę, by kiedykolwiek ktoś zabraniał dziewczynkom biegać, skakać czy pływać. Nie wiem, co jest nie tak z " chodzeniem w spódniczkach " ( a chłopcy są uczeni chodzenia w spodniach - i co z tego ? ). Bycie pomocną czy empatia to cechy, które w naturalny sposób przynależą kobiecie, z powodów które wymieniłem wyżej. Empatia jest zupełnie niezbędna przy zajmowaniu się dzieckiem. Natomiast skłonność mężczyzn do rywalizacji również jest pochodną uwarunkowań biologicznych - najpierw jest to rywalizacja o kobietę z innymi mężczyznami ( mężczyzna znajduje się tu w pozycji, paradoksalnie, słabszego - o czym także z teorii gender można się dowiedzieć ), następnie jest to rywalizacja, mówiąc ogólnie, ze światem w obronie kobiety. Jeśli chodzi o godność - takie patrzenie na tę kwestię jest niepełne, a przez użycie słowa " godność " zwodnicze. Równie dobrze można powiedzieć, że kobiety nigdy nie musiały tyrać w kopalniach, bo tego rodzaju zajęcia uwłaczały ich kobiecej godności. Jeżeli o mnie chodzi to uważam, że sprzątanie i pranie nie uwłacza męskiej godności ( sam sprzątam i piorę ), natomiast praca w kopalniach " uwłaczałaby godności " kobiety. Nie widzę żadnej potrzeby " równouprawnienia " w tym względzie. Cytuj: Ależ jest to możlwe, jak najbardziej. Ja wiem że to jest możliwe, bo się dzieje. Ja się pytam dlaczego, skąd się wzięła taka potrzeba. Sądzę, że jest to rodzaj " nieszczęsnego daru wolności " - wskutek rozprężenia kulturowych norm ludzie zostali wypchnięci na szeroką głębię możliwości, i w rezultacie zapomnieli kim są. Myślę że to minie, w miarę jak będziemy dojrzewać. A Kościół będzie katalizatorem tych zmian. Myślę, że im bardziej sytuacja będzie się pogarszać ( a potrwa to na pewno jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt lat ), tym większą popularnością zaczną się cieszyć konserwatywne instytucje religijne, z Kościołem na czele. Będzie podobnie, jak za PRL-u - do Kościoła będą się garnąć ludzie nawet niespecjalnie wierzący, natomiast szukający w nim ostatniej ostoi normalności ( którą Kościół właściwie już jest ).
Oczywiście że tak. I trudno, żeby było inaczej. Kultura nie powstaje w ten sposób, że ktoś sobie coś wymyśla - kultura powstaje w wyniku długotrwałych procesów, które nie dokonują się w oderwaniu od struktur biologicznych, bo i nie mogą.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Cz wrz 03, 2009 14:27 |
|
|
|
|
panifrał
Dołączył(a): Wt lip 21, 2009 17:06 Posty: 96
|
Może trzeba odróżnić " rolę matki " od " bycia matką " ? Czy Kościół przewiduje miejsce dla osób, które ani w " roli matki " ani w byciu matką siebie nie widzą ? Oczywiście że tak. Najprostszy przykład to celibat, ale nie tylko.
Celibat odpada. Jakie są te inne możliwości?
W porządku, w takim razie powiedz mi, co znaczy " kobieta " wg Ciebie ( pytam zupełnie bez żadnych ofensywnych zamiarów ).
Przecież nie każda kobieta jest matką, a nie każdy mężczyzna ojcem. Czy może dla Ciebie to jedno i to samo? Każde z nich jest przede wszystkim człowiekiem, który może istnieć bez wypełnianie ról jako matka, bądź ojciec.
Patrząc z biologicznego punktu widzenia, kobieta to samica rodzaju ludzkiego. Problem dla mnie pojawia się z "nadbudową", czyli tym, jak kobieta postrzegana jest przez społeczeństwo, a raczej, jakie wymagania są jej stawiane, by mogła zostać pełnoprawnym członkiem grupy społecznej. Od kobiet oczekuje się, i uczy się je od urodzenia, że mają być pomocne, grzeczne, ładne, nie przeklinać, nie bić, usmiechać się, itp., bo inaczej zostaną uznane za jędzowate żmije (bycie uznaną za żmiję powoduje ostracyzm i pewnego rodzaju wykluczenie z porządku, bo przecież kobiety mają być aniołami chodzącymi po ziemii). Tak się kobiety postrzega i definiuje. Ciekawe jest jednak to, czy kobiety nie "szkolone" do roli ozdobnika i służącej, zostałyby nimi? Czy chłopcy nie uczeni roli "twardziela", który nie płacze (bo to niemęskie), byliby nimi? Może w pewnym stopniu tak. Różnica między płciami manifestowałaby się na płaszczyźnie społecznej, chociażby w zachowaniu, które dla każdej z płci byłoby inne. Pytanie tylko, czy i na ile byłoby zgodnie z obecnie zdefiniowaną rolą kobiet i mężczyzn? Prawda jest taka, że kobiety i mężczyźni są wtłaczani w określone role, bo tak jest dla ogółu wygodniej i lepiej. Problem pojawia się, kiedy komuś takie wtłoczenie w rolę i wzorzec kuturowy nie pasuje.
" Służalcza " to takie brzydkie słowo, ja bym wolał powiedzieć " oddana ", i tak, jest taka z natury
Czy każdy facet jest z natury ekspansywnym "wojownikiem"?
Nie sądzę, by kiedykolwiek ktoś zabraniał dziewczynkom biegać, skakać czy pływać. Nie wiem, co jest nie tak z " chodzeniem w spódniczkach " ( a chłopcy są uczeni chodzenia w spodniach - i co z tego ? ).
A co by się stało, gdyby od jutra było inaczej? Gdyby to chłopcy mieli chodzić w spódnicach, a dziewczyny tylko w spodniach? Przecież dziewczynka nie rodzi się "w spódnicy" a chłopiec "w spodniach", tak, jak nie rodzą się, odpowiednio, z instrukcja obsługi pralki i umiejętnością naprawy silników. To po prostu kwestia przyzwyczajenia i zaznajomienia z "normą."
Nie widzę żadnej potrzeby " równouprawnienia " w tym względzie
Ty nie widzisz, ale może inni tak. Może pozwólmy każdemu indywidualnie decydować o swoim życiu. Poza tym, wracając do gender, nie chodzi tu wcale o uprawnienie, ale właśnie o indywidualne podejście. Z tego też powodu pojęcie feminizmu w tej filozofii zdewaluowało się, bo ujmuje rzecz w sposób ogółowy i, tym samym, krzywdzący dla jednostek.
Ja się pytam dlaczego, skąd się wzięła taka potrzeba. Sądzę, że jest to rodzaj " nieszczęsnego daru wolności " - wskutek rozprężenia kulturowych norm ludzie zostali wypchnięci na szeroką głębię możliwości, i w rezultacie zapomnieli kim są. Myślę że to minie, w miarę jak będziemy dojrzewać. A Kościół będzie katalizatorem tych zmian. Myślę, że im bardziej sytuacja będzie się pogarszać ( a potrwa to na pewno jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt lat ), tym większą popularnością zaczną się cieszyć konserwatywne instytucje religijne, z Kościołem na czele. Będzie podobnie, jak za PRL-u - do Kościoła będą się garnąć ludzie nawet niespecjalnie wierzący, natomiast szukający w nim ostatniej ostoi normalności ( którą Kościół właściwie już jest ).
Czy niechęć do pójścia drogą, która została wytyczona dla mnie przez kogoś innego, jest wynikiem "nieszczęsnego daru wolności"? Wyobraź sobie, że ktoś (matka, ojciec) każe Ci zostać chirurgiem, a Ty w ogóle się w tym zawodzie nie widzisz, bo nie lubisz widoku krwi, babrania się w ludzkim ciele, itp. Czy Twoja odmowa byłaby złem?
Oczywiście że tak. I trudno, żeby było inaczej. Kultura nie powstaje w ten sposób, że ktoś sobie coś wymyśla - kultura powstaje w wyniku długotrwałych procesów, które nie dokonują się w oderwaniu od struktur biologicznych, bo i nie mogą.
Jesli nikt nie tworzy kutlury, to skąd się wzięła, z kosmosu? Co to jest dla Ciebie kultura? Wyjaśnij, proszę.
|
Cz wrz 03, 2009 21:18 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|