Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn kwi 29, 2024 18:32



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 369 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 25  Następna strona
 Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy? 
Autor Wiadomość
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Cytuj:
I ustalacie wlasna tradycje swietowania Wigilii, z ktora oboje mozecie zyc.


Tego się obawiam, bo jak ta tradycja ma wyglądać? Na razie chodzimy na Święta do mojej albo jego rodziny. W tym roku ustaliliśmy, że pójdziemy do mojej, u niego był obiad bożonarodzeniowy. W przyszłym roku ma być odwrotnie. Trochę się też tego obawiam, bo jak mam się zachować, jak oni się nie pomodlą? Modlić się sama? iść sama na Pasterkę (wem, że nikt od nich nie pójdzie).

A jak ta tradycja ma wygladac, to naprawde sprawa miedzy toba a twoim mezem. Nikim wiecej.
Jezeli bedziecie za rok u jego rodziny, to po prostu przyjrzysz sie, jak oni swietuja. A jezeli bedziesz miala taka wewnetrzna potrzebe to pojdziesz na Pasterke sama.

A kiedy wam sie urodza dzieci, to po prostu bedziecie swietowac Wigilie u siebie.
aquarella napisał(a):
Cytuj:
Nie wiem, czy "demonstruje". Dla niego jest to prawdopodobnie normalne zachowanie i to on moze sie czuc skrepowany wasza "religijna demonstracja". Nie pomyslalas o tym?


Praktykowanie wiary to jest religijna demonstrancja??? Że niby moja rodzina coś demonstruje jak się modli albo idzie do kościoła?

Dla niego moze tak, skoro ty uwazasz ze niepraktykowanie jest "ateistyczna demonstracja".
aquarella, sprobuj spojrzec na to z punktu widzenia twojego meza: on czuje sie najprawdopodobniej podobnie jak ty, tylko z innych powodow. Ty uwazasz, ze akurat twoje poglady i zwyczaje sa sluszne, a on zyl do tej pory inaczej i nie widzi powodu, dlaczego jego mialyby byc "niesluszne".

aquarella napisał(a):
No widzisz, to chociaż brał w tym udział, a mój w ogóle nie chce. Nawet nie wpuścił księdza. Próbowałam z nim o tym rozmawiać wczoraj i powiedział, że on nie będzie księdzu opowiadał o naszym życiu, bo wie, że ksiądz o to wypytuje na kolędzie (!!!). Mówił, że jego babcia jak raz przyjęła księdza to ją wypytywał, czemu nie mieszka z pierwszym mężem i wg niego to jest oburzające pytać o takie rzeczy.


Nie wpuscil bo byl sam. I moze nie chcial obcemu czlowiekowi tlumaczyc sie, ze "nie jest wielbladem"? Szczegolnie ze w jego rodzinie bylo wiecej pogladow o Kosciele niz informacji o Kosciele. Jezeli ty bedziesz przy tym, to moze nie bedzie czul sie tak dziwnie i zobaczy, ze ksiadz tez czlowiek?
A z reka na sercu: jestes pewna, ze ksiadz by sie go nie pytal o zone, slub itp? W koncu po to jest koleda: nie glownie dla blogoslawienstwa mieszkania, ale sa to odwiedziny duszpasterskie, zeby poznac parafian.

aquarella napisał(a):
Mam wrażenie, że jego postawa wobec Kościoła się zaostrzyła od ślubu, kiedyś nie gadał takich rzeczy. A może zawsze tak myślał, ale tego nie mówił? Ale przecież powinno być chyba odwrotnie, odkąd tworzymy rodzinę, powinien się oswajać z moją wiarą. A on się do niej uprzedza. I to mnie bardzo niepokoi. Nie wiem, czy na takiej "uczciwości" mi zależy w naszym związku!

aquarella: przed slubem on nie znal najprawdopodobniej ani ciebie, ani twoje rodziny "od podszewki". Teraz to wszystko wychodzi i to nieprawda, ze tylko on musi sie z tym "oswoic". Ty musisz zaakceptowac twojego meza takim, jakim on jest. Proby zmiany i oczekiwania wobec niego nic nie dadza. Milosc to przyjecie osoby z "dobrodziejstwem inwentarza". Dzieci tez sobie nie ulepicie na wasze podobienstwo.
Wyszlas za niego zeby go nawrocic, czy jak? Chyba byly jakies powody ze stwierdzilas: z nim chce spedzic moje zycie?
aquarella napisał(a):
Modlę się za niego, żeby się przekonał do wiary w Jezusa, żeby go nie odrzucał z powodu naszych bezsensownych kłótni.

I wystarczy. Naprawde wiecej nie mozesz dla niego i dla siebie zrobic.


Ostatnio edytowano Pt sty 21, 2011 14:44 przez Anonim (konto usunięte), łącznie edytowano 1 raz



Pt sty 21, 2011 14:35

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Pisałam już, że przed ślubem to było zupełnie co innego. Nie spędzaliśmy razem Świąt, nie wtrącałam się także w to, czy u niego w domu przyjmuje się księdza (chociaż wiem, że nie).
(...)
Mam wrażenie, że jego postawa wobec Kościoła się zaostrzyła od ślubu, kiedyś nie gadał takich rzeczy. A może zawsze tak myślał, ale tego nie mówił?


Akcja rodzi reakcję. Wcześniej się nie wtrącałaś, a teraz zaczęłaś zaprowadzać swoje porządki. A tymczasem nie da się uszczęśliwić kogoś na siłę i nie da się na siłę kogoś zbawić. Nawet Wszechmogący sobie to odpuścił.

aquarella napisał(a):
Dziękuję wam za odpowiedzi... pomogliście mi przemyśleć pewne sprawy.

Powodzenia :)


Pt sty 21, 2011 14:43
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Kamala napisał(a):
A jak ta tradycja ma wygladac, to naprawde sprawa miedzy toba a twoim mezem. Nikim wiecej.


Ja nie uważam, że to jest kwestia uznaniowa. Po to są pewne tradycje i zasady, żeby je szanować. Jak nie chcesz słuchać o narodzeniu Jezusa, to po co chcesz w ogóle obchodzić Wigilię?

Cytuj:
aquarella, sprobuj spojrzec na to z punktu widzenia twojego meza: on czuje sie najprawdopodobniej podobnie jak ty, tylko z innych powodow. Ty uwazasz, ze akurat twoje poglady i zwyczaje sa sluszne, a on zyl do tej pory inaczej i nie widzi powodu, dlaczego jego mialyby byc "niesluszne".


Pewnie masz rację :(
Ale przecież ja nie zrezygnuję z uważania, że moje poglądy i zwyczaje są słuszne, bo musiałabym przestać wierzyć, prawda? Chyba on nie może tego oczekiwać? Bo skoro stawia się na równi moje i jego przekonania, to tak jakbyście powiedzieli, że wiara i błądzenie mają taką samą wartość.

Cytuj:
Nie wpuscil bo byl sam. I moze nie chcial obcemu czlowiekowi tlumaczyc sie, ze "nie jest wielbladem"?


No i co z tego, że był sam?

Cytuj:
A z reka na sercu: jestes pewna, ze ksiadz by sie go nie pytal o zone, slub itp? W koncu po to jest koleda: nie glownie dla blogoslawienstwa mieszkania, ale sa to odwiedziny duszpasterskie, zeby poznac parafian.


No i co, to jest coś wstydliwego?

Cytuj:
Ty musisz zaakceptowac twojego meza takim, jakim on jest.


Ale ja go akceptuję takim, jakim on jest. Po prostu rażą mnie jego zachowania. Przecież trzeba odróżniać człowieka od błędu, tak?

Cytuj:
Wyszlas za niego zeby go nawrocic, czy jak? Chyba byly jakies powody ze stwierdzilas: z nim chce spedzic moje zycie?


Nie chcę go nawrócić, chociaż nie ukrywam, że chciałabym, aby dzięki mnie przekonał się do Kościoła i dał szansę Chrystusowi i Bogu.
Tymczasem wychodzi na to, że nasze małżeństwo działa dokładnie odwrotnie. Im dłużej jesteśmy razem w jednym stadle, tym bardziej on się zniechęca, odsuwa. Moe dlatego, że wcześniej to były dla niego problemy teoretyczne, a teraz praktyczne? W jego domu nikt nie obchodził Świąt z modlitwą czy mszą. Może jemu się tylko wydawało, że mu to nie przeszkadza, bo miał mało do czynienia z wiarą? A teraz ma to na co dzień i okazało się, że jednak mu to wadzi? :(

Zdecydowałam się na ślub i wspólną rodzinę, bo nasze poglądy nie stały na przeszkodzie naszej miłości. Nie stawał na drodze mojemu praktykowaniu, jak już pisałam, Zgodził się zaczekać do ślubu, nie naciskał an wspólne zamieszkanie. Mówił, że on tak nie uważa jak ja, ale robi to dla mnie i to mi się podobało.

Cytuj:
Akcja rodzi reakcję. Wcześniej się nie wtrącałaś, a teraz zaczęłaś zaprowadzać swoje porządki.


To chyba normalne, że jak mamy wspólny dom i wspólne życie, to wnoszę w nie to, w co wierzę i do czego jestem przekonana?


Pt sty 21, 2011 15:23
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
To chyba normalne, że jak mamy wspólny dom i wspólne życie, to wnoszę w nie to, w co wierzę i do czego jestem przekonana?


Normalne jest, że każda ze stron wnosi coś do wspólnego domu i razem go urządzają. Nie jest normalne, że jedna strona ustawia wszystko po swojemu, bo to ona ma lepsze zasady. Przynajmniej ja tak to widzę.


Pt sty 21, 2011 15:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N gru 26, 2010 18:03
Posty: 177
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Cytuj:
aquarella, sprobuj spojrzec na to z punktu widzenia twojego meza: on czuje sie najprawdopodobniej podobnie jak ty, tylko z innych powodow. Ty uwazasz, ze akurat twoje poglady i zwyczaje sa sluszne, a on zyl do tej pory inaczej i nie widzi powodu, dlaczego jego mialyby byc "niesluszne".


Pewnie masz rację :(
Ale przecież ja nie zrezygnuję z uważania, że moje poglądy i zwyczaje są słuszne, bo musiałabym przestać wierzyć, prawda? Chyba on nie może tego oczekiwać? Bo skoro stawia się na równi moje i jego przekonania, to tak jakbyście powiedzieli, że wiara i błądzenie mają taką samą wartość.

Wydaje mi się, że tu tkwi sedno problemu. Ty uważasz, że Ty masz w 100% rację, a on całkowicie "błądzi". Że Twoje rytuały są właściwe, a jego brak rytuałów nie. Że Ty znasz "Prawdę", a on nie. Że dom Twoich rodziców jest wzorowy, a jego to jakaś patologia.

Z tego powodu chcesz, żeby to on się dostosował, zachowywał "właściwie". Żeby zarówno fizycznie robił wszystko po Twojemu, jak i docelowo podzielał Twoje poglądy (bo inaczej z nim długo nie wytrzymasz). Wbrew temu co piszesz, Ty chcesz go nawrócić, na siłę jeśli będzie trzeba.

Nie wykazujesz ani tolerancji, ani empatii. Marnie to wygląda.

_________________
A rychło nastanie niepozorne wydarzenie. I jedni będą płakać, a inni się radować. Bs-c 21:39


Pt sty 21, 2011 16:57
Zobacz profil
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Kamala napisał(a):
A jak ta tradycja ma wygladac, to naprawde sprawa miedzy toba a twoim mezem. Nikim wiecej.


Ja nie uważam, że to jest kwestia uznaniowa. Po to są pewne tradycje i zasady, żeby je szanować. Jak nie chcesz słuchać o narodzeniu Jezusa, to po co chcesz w ogóle obchodzić Wigilię?


No nie. Jezeli on nie wierzy, to tym bardziej nie mozesz oczekiwac, ze bedzie obchodzil Wigilie wg twojego planu. Powiedzmy, ze wspolna wieczerza i prezenty jeszcze sie w jego "tradycji" mieszcza, ale zwyczaje religijne juz niekoniecznie. Pisalam ci juz: Pasterka nie jest obowiazkowa nawet dla ciebie, ale jezeli chcesz to na nia idz. Jezeli tobie do swietowania Wigilii
potrzebna jest na Pasterce cala rodzina, zebys ty sie lepiej czula, to ... wyszlas za maz za niewlasciwego czlowieka.
Niestety, ty tez musisz zrewidowac swoje przyzwyczajemia, ktore nie sa niezbednym elementem wiary, a po prostu przyzwyczajeniem. Im predzej zastanowisz sie, co jest tylko "tradycja", a z czego nigdy nie wolno ci zrezygnowac, tym wieksze pole do kompromisu bedziesz miala.
Jeszcze raz: Pasterka jest dla ciebie niezbedna do prawidlowego przezycia Swiat Bozego Narodzenia, ale wspolna Pasterka to tylko twoje przyzwyczajenie. Wiara tego nie wymaga, zeby wszyscy razem byli na Pasterce.
aquarella napisał(a):
Pewnie masz rację :(
Ale przecież ja nie zrezygnuję z uważania, że moje poglądy i zwyczaje są słuszne, bo musiałabym przestać wierzyć, prawda? Chyba on nie może tego oczekiwać? Bo skoro stawia się na równi moje i jego przekonania, to tak jakbyście powiedzieli, że wiara i błądzenie mają taką samą wartość.


Ja nie pisalam o wierze, ale o tradycji (z malego "t") i przyzwyczajeniach "Bo u ciebie w domu zawsze tak bylo".
Im predzej oddzielisz ziarno od plewy, czyli tradycje twojej rodziny, od wiary katolickiej, tym lepiej. Np twoja obecnosc na Mszy sw w niedziele jest konieczna, ale obecnosc twojego meza to jego sprawa. Twoja spowiedz - to twoja spowiedz, ale nie z "grzechow" twojego meza. itd.
aquarella napisał(a):
Cytuj:
A z reka na sercu: jestes pewna, ze ksiadz by sie go nie pytal o zone, slub itp? W koncu po to jest koleda: nie glownie dla blogoslawienstwa mieszkania, ale sa to odwiedziny duszpasterskie, zeby poznac parafian.


No i co, to jest coś wstydliwego?

Dla niego moze tak...Spytaj sie go. Moze nie widzi potrzeby kazdemu opowiadac o was i waszym malzenstwie, szczegolnie komus "ideowo" sobie obcemu. Za kilka lat pewnie nie bedzie widzial w tym problemu. ale teraz malzenstwo to jeszcze i dla niego nowosc.
aquarella napisał(a):
Cytuj:
Ty musisz zaakceptowac twojego meza takim, jakim on jest.


Ale ja go akceptuję takim, jakim on jest. Po prostu rażą mnie jego zachowania. Przecież trzeba odróżniać człowieka od błędu, tak?

A to na pewno blad, ze jest szczery i nie udaje? A ze ma inne poglady wiedzialas od dawna.
aquarella napisał(a):
Cytuj:
Wyszlas za niego zeby go nawrocic, czy jak? Chyba byly jakies powody ze stwierdzilas: z nim chce spedzic moje zycie?


Nie chcę go nawrócić, chociaż nie ukrywam, że chciałabym, aby dzięki mnie przekonał się do Kościoła i dał szansę Chrystusowi i Bogu.
Tymczasem wychodzi na to, że nasze małżeństwo działa dokładnie odwrotnie. Im dłużej jesteśmy razem w jednym stadle, tym bardziej on się zniechęca, odsuwa. Moe dlatego, że wcześniej to były dla niego problemy teoretyczne, a teraz praktyczne? W jego domu nikt nie obchodził Świąt z modlitwą czy mszą. Może jemu się tylko wydawało, że mu to nie przeszkadza, bo miał mało do czynienia z wiarą? A teraz ma to na co dzień i okazało się, że jednak mu to wadzi? :(

SweetChild ci juz napisal: przed slubem nie stawialas zadnych wymagan (chodzil z toba przed slubem na Pasterke i do kosciola?), a teraz "robisz porzadki" po swojemu, a on ma sie dostosowac. Tak malzenstwo nie dziala. Chyba ze chcesz miec meza pantoflarza.
Nie jestescie przedluzeniem twojej rodziny. Nie tylko "maz ma opuscic matke i ojca". Zona tez musi. I to wy razem tworzycie nowa rodzine, w ktorej nie tylko wy macie sie czuc "u siebie", ale takze wasze dzieci.

A ty go na pewno nie nawrocisz, bo to moze tylko Duch sw. Ty mozesz go co najwyzej nie zniechecic do Kosciola. A jak? Swiadectwem wlasnego zycia. Ale nie "wychowywaniem".


Pt sty 21, 2011 17:28

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
grzmot napisał(a):
Ty uważasz, że Ty masz w 100% rację, a on całkowicie "błądzi".


No w kwestii Boga - to oczywiste, że tak.

Cytuj:
Że Twoje rytuały są właściwe, a jego brak rytuałów nie.


To nie są jakieś tam rytuały, tylko świadectwo wiary.

Cytuj:
Że Ty znasz "Prawdę", a on nie.


On zna Prawdę, ale się od niej odwraca.

Cytuj:
Że dom Twoich rodziców jest wzorowy, a jego to jakaś patologia.


Pod względem wiary (i tylko pod tym względem) to trochę masz rację. U niego w domu nie ma miejsca na Boga, wiarę, refleksję. Żyją w sposób nieuporządkowany, mają gdzieś zasady moralne.

Cytuj:
Wbrew temu co piszesz, Ty chcesz go nawrócić, na siłę jeśli będzie trzeba.


No dobrze, może trochę chcę. Co w tym złego? Gdybyś Ty doznał oświecenia i poznał Prawdę, nie chciałbyś się z nią podzielić z bliskimi? Czy nie na tym polega chrześcijańska rodzina, że niesie ze sobą Dobrą Nowinę światu? Dla mnie wiara jest najbardziej wartościową rzeczą w życiu. To chyba normalne, że chcę się nią dzielić z osobą, którą kocham najbardziej. Misjonarze przemierzają tysiące kilometrów, żeby nieść Ewangelię obcym ludziom, a ja bliskiemu człowiekowi mam jej nie nieść?

Cytuj:
Nie wykazujesz ani tolerancji, ani empatii. Marnie to wygląda.


Staram się wykazywać, ale moja tolerancja nie obejmuje przecież uznania, że on ma rację twierdząc, że Boga nie ma!

Cytuj:
Powiedzmy, ze wspolna wieczerza i prezenty jeszcze sie w jego "tradycji" mieszcza, ale zwyczaje religijne juz niekoniecznie.


Ale co to za Wigilia bez zwyczajów religijnych? Mamy świętować tylko część wspólną, to znaczy komercyjną? Postawić choinkę i jeść czekoladowe mikołaje, ale modlitwa to już nie, Biblia to już nie? I co, może o Jezusie nie powinnam się słowem zająknąć, bo on w niego nie wierzy?

Cytuj:
Im predzej oddzielisz ziarno od plewy, czyli tradycje twojej rodziny, od wiary katolickiej, tym lepiej.


Nie cały duchowy sens Wigilii to jest tradycja mojej rodziny. No bo chyba nie wmówisz mi, że my czytamy Biblię przed wieczerzą, bo tak sobie wymyśliliśmy nie wiadomo skąd?


Pt sty 21, 2011 18:05
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr kwi 20, 2005 14:22
Posty: 158
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Wiesz co, ciezko sieczyta Twoje posty. Nie szukasz u nas pomocy- mimo ze niby na wstepie zaznaczasz ze po nia tu przyszlas- tylko chcesz zebysmy potwierdzili Twoje racje. Ale gdy czytam to co piszesz, to rodzi sie we mnie raczej bunt niz zrozumienie.
Chcesz na sile zmieniac swojego meza, chcesz postawic sie w roli Pana Boga w Waszym zwiazku i rozkazac mu aby wierzyl. A to niemozliwe. Wiara jest laska. Nie mozna na czlowieku jej wymusic. To Bóg daje laske wiary i posluguje sie innymi ludzmi aby przyprowadzic zablakanych do Swego domu. Ale Ci ludzie musza pozwolic Mu dzialac, pokazywac swoim zyciem ze wiara jest dla nich wazna a nie wmawiac innym ze sie myla. Naturalnym odruchem jest ze na przymus odpowiadamy buntem.
Kompletnie nie liczysz sie ze swoim mezem. Karzesz mu spelniac rytualy i praktyki religijne w sposob swietokradzki- wiesz ze to grzech? Po pierwsze- grzech Twojej pychy bo uwazasz ze swoimi z ządaniami jestes w stanie zdzialac cud nawrocenia meza oraz jego grzech- ze czyni znak krzyza przeklinajac w duchu Boga ze musi sie wyglupiac bo wyszedl za nawiedzona kobiete. W ten sposob zmuszasz go do bluznierstwa. Nie myslalas o tym?
Co to jest wogole za gadanie ze "co mu szkodzi modlitwa skoro to tylko pare gestow", albo "jak on moze jesc szynke kiedy ja poszcze"?? To jest wedlug Ciebie wspolnota malzenska? To jest wzajemny szacunek i dbanie wzajemnie o siebie? Bo dla mnie to jest problem Twojego ego.
Przypomnij sobie co robil Jezus. Nigdy nikogo do wiary nie zmuszal. Dawal swiadectwo, przebywal z grzesznikami, nawet im uslugiwal, mowil o Bogu i wszyscy Go sluchali. Nawet gdy grzmial, nigdy nie powiedzial nikomu ze go odrzuca. Ty natomiast wysylasz mezowi jasne komunikaty ze go nie akceptujesz, ze jesli sie nie nawroci, to bedzie z wami krucho. Swiety Pawel pisze ze niewierzacy maz uswieca sie dzieki wierzacej zonie. A wierzaca zona postepuje w swiatlosci Ducha- rozsiewa cieplo, milosc, koi swoja lagodnoscia i nawet milczac, zyciem mowi o Bogu. Twoj maz potrzebuje wlasnie takiego swiadectwa oraz Twojej modlitwy za niego a nie przymusu ktory tym bardziej wykrzywia jego obraz Boga oraz zamyka na wiare. I niestety na Ciebie.
Oczywiscie ze Ty masz racje- Bóg istnieje i jest to najwiekszy dar dla czlowieka. Ale stawiajac sie w pozycji wyzszosci- "ja mam wiare a Ty sie mylisz wiec gowno mnie obchodza Twoje uczucia- masz wierzyc i koniec"- szykujesz trumne dla Waszego malzenstwa. O Bogu trzeba umiec mowic. Wiecej zdzialasz robiac to z lagodnoscia i wdziekiem niz strzelajac fochy.
Nie wymagaj od meza wiecej niz jest w stanie Ci dac bo doprowadzisz w koncu do tego ze po Twoim niedzielnym wyjsciu do Kosciola bedziesz miala naburmuszonego faceta ktory reszte niedzieli spedzi przed komputerem. Jezeli pozwolilabys mu byc soba to napewno predzej doczekalabys sie tego, ze bedzie Ci towarzyszyl i w Kosciele i podczas codziennego wyznawania wiary

_________________
born to be wife


Pt sty 21, 2011 19:06
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Madness, ale tu już mi napisano, że jak będę ja (i moja rodzina) mu mówić o Bogu, to mu coś narzucamy, że jak mu składamy życzenia łask bożych to pogwałcamy jego wybór i tak dalej i tak dalej.
Staram się znaleźć ten kompromis, o którym piszecie, tę wspólnotę, ale w praktyce to jest dużo trudniejsze niż mi się wydawało przed ślubem. Bo już nie jest tak, że każde sobie żyje po swojemu jak przed ślubem.
OK mogę mu nie mówić, że on się myli, a jego rodzina żyje w grzechu, ale to nie zmieni przecież faktu, że tak jest.
Mogę go nie zmuszać do niczego, ale wtedy jak mam go przekonać do Boga. On sam z siebie na pewno nie pójdzie do kościoła ani nie chce mieć z wiarą nic wspólnego. Tak mi powiedział - że niczego mi nie zabrania, byleby on nie musiał mieć z tym nic wspólnego. Ale przecież ma coś wspólnego ze mną, a ja wierzę.
Dla mnie taka Wigilia z modlitwą to jest dawanie świadectwa. chciałabym zorganizować taką u nas w domu, może zaprosić obydwie rodziny. Ale już się dowiedziałam z forum, że wtedy bym narzucała swoje tradycje. To ja już nie wiem. Jak mam dawać świadectwo jednocześnie nic nie narzucając? Wynika z tego wszystkiego, że rola małżonka wierzącego w takim małżeństwie jest o wiele trudniejsza niż niewierzącego, bo on powinien się ze swoją wiarą kryć po kątach, żeby przypadkiem nic nie narzucić? Jak mam mówić o Bogu komuś, kto nie chce słuchać? Czy w ogóle nie mówić?
Nie chcę, żeby on się wygłupiał. Ale kiedy jest na takiej Wigilii albo kiedy jest kolęda, to on może trochę poobcować z Bogiem, z wiarą. Ja tak rozumiem to dawanie dobrego przykładu, że ja mu pokazuję, jak wygląda życie w wierze. Czy to jest aż takie złe?

Cytuj:
Naturalnym odruchem jest ze na przymus odpowiadamy buntem.


Ale ja nie chcę go do niczego przymuszać! Ale z drugiej strony, czy jego zachowanie musi mi się podobać?

Cytuj:
Karzesz mu spelniac rytualy i praktyki religijne w sposob swietokradzki- wiesz ze to grzech? Po pierwsze- grzech Twojej pychy bo uwazasz ze swoimi z ządaniami jestes w stanie zdzialac cud nawrocenia meza oraz jego grzech- ze czyni znak krzyza przeklinajac w duchu Boga ze musi sie wyglupiac bo wyszedl za nawiedzona kobiete. W ten sposob zmuszasz go do bluznierstwa. Nie myslalas o tym?


Masz rację. Mój mąż postawił to tak samo. Przypomniał mi, że przecież dlatego nie brał ślubu jako wierzący, żeby nie kłamać i że powinnam zrozumieć, że tak będzie zawsze. Przeprosiłam go za tamte awantury.
Jednak nadal jestem trochę zagubiona. Wszyscy piszą, że mam mówić o Bogu i dawać świadectwo wiary, ale nie narzucać. Jak to zrobić? Jak staram się świadczyć o wierze i pokazywać dobre przykłady, to wychodzi, że narzucam, zmuszam, demonstruję i narzucam tradycje mojej rodziny :((

PS. Madness nie pisz, że nie przyszłam szukać pomocy, takie forum to naprawdę jedyne miejsce, gdzie uzyskałam sensowne odpowiedzi jak dotąd. Może trochę z wami się kłócę, ale chcę wszystko dobrze zrozumieć.


Pt sty 21, 2011 19:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N gru 26, 2010 18:03
Posty: 177
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
A może bądź szczera? Powiedz mu, co myślisz: że on się myli, i cała jego rodzina żyje w grzechu. Bo pytasz się, jak z nim rozmawiać - to nie nauczyliście się rozmawiać szczerze przed ślubem?

Co do świadectwa - na pewno nie polega na zaciąganiu innych do uczestnictwa w, powtórzę, rytuałach. Bo modlitwa o ustalonej porze, w ustalonych okolicznościach, jest rytuałem. Świadectwo masz pokazywać swoim zachowaniem, przestrzeganiem zasad swojej wiary, a nie odmawianiem na głos gotowych modlitw.

_________________
A rychło nastanie niepozorne wydarzenie. I jedni będą płakać, a inni się radować. Bs-c 21:39


Pt sty 21, 2011 19:59
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Przecież świętowanie Wigilii po bożemu czy przyjmowanie kolędy jest przestrzeganiem zasad mojej wiary...?

Cytuj:
Powiedz mu, co myślisz: że on się myli, i cała jego rodzina żyje w grzechu.


Myślę, że byłoby to niemiłe ująć to w ten sposób, ale on przecież wie, że z punktu widzenia mojej religii tak to właśnie wygląda. Tyle, że dla niego moja religia to wymysł ludzki, więc się tym, jak twierdzi, nie przejmuje.


Pt sty 21, 2011 20:45
Zobacz profil
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Madness, ale tu już mi napisano, że jak będę ja (i moja rodzina) mu mówić o Bogu, to mu coś narzucamy, że jak mu składamy życzenia łask bożych to pogwałcamy jego wybór i tak dalej i tak dalej.
Staram się znaleźć ten kompromis, o którym piszecie, tę wspólnotę, ale w praktyce to jest dużo trudniejsze niż mi się wydawało przed ślubem. Bo już nie jest tak, że każde sobie żyje po swojemu jak przed ślubem.
OK mogę mu nie mówić, że on się myli, a jego rodzina żyje w grzechu, ale to nie zmieni przecież faktu, że tak jest.


aquarella, a teraz sobie wyobraz, ze twoj maz jest muzulmaninem, ktory jest swiecie przekonany, ze to on ma racje i namawia ciebie do praktykowania jedynej prawdziwej religii i zyczy ci wprost i dobitnie, zebys sie w koncu nawrocila na jego wiare, a przynajmniej nosila te chuste na glowie, bo mu wstyd przed znajomymi. A jego rodzina to byl wzor cnot, matka posluszna ojcu we wszystkim, siedziala w domu i zaden mezczyzna jej nie ogladal, ale za to pracowac nie musiala itp itd. A przed slubem ci obiecywal, ze ty nic nie musisz, no ale przeciez widzialas, ze ich rodzina jest najszczesliwsza a teraz nie chcesz sie dostosowac?

Chrzescijanstwo nie jest religia przymusu. Wszystko jest "jesli chcesz".
Ty go w ogole do Boga nie przekonasz, szczegolnie nie twoja aktualna postawa. Jezeli on nie chce, to kazda rozmowa o Bogu tylko go wkurzy. Jego nawrocenie nigdy nie bedzie wynikiem twojej ciezkiej pracy i "mowienia o Bogu". O Bogu to sie przede wszystkim swiadczy zyciem. Pokaz mu, ze chrzescijanstwo sprawia, ze twoje zycie jest radosniejsze, ciekawsze i pelne milosci, ktora "wszystko znosi, wszystkiemu wierzy..." Czyli ty wiesz, co jest dla ciebie najwazniejsze i to po prostu robisz. A on ci nie przeszkadza. Chcesz czytac Biblie przed Wieczerza? To czytaj, nawet na glos. Ale nie kaz jemu czytac.

Nie obraz sie, ale to ty musisz sie nawrocic. Nawrocic, czyli zmienic swoj sposob myslenia: ty nie jestes jego matka, wychowaczynia, katechetka. On jest dorosly i albo pojdzie do kosciola sam z siebie, albo nie. A to ze pojdzie tez nie znaczy, ze juz sie "nawrocil" spotkal Boga i wreszcie wyszlo na twoje.
To ty musisz przeanalizowac swoja wiare i sposob zycia. Naprawde chodzisz po sasiadach i mowisz im o Bogu, kiedy wiesz, ze sa niewierzacy? A skad wiesz, ze robilabys to dobrze?
O Bogu z nim rozmawiasz, kiedy on zechce. Albo kiedy samo z siebie wyjdzie. Ale nie robisz mu co dzien przed snem wykladow z Pisma sw.


A teraz sie ujawnie: pisze ci to jako zona ewangelika, ktory tez sie specjalnie wiara nie pasjonuje i jest raczej "pozytywnie obojetny". Nasze malzenstwo przetrwalo bez specjalnych konfliktow na tle religijnym kilkanascie lat.
Dzieci sa katolikami, maz milczy na tematy wiary w naszych rozmowach, czasem bywa z nami w kosciele, nie protestuje przeciw tym zwyczajom, ktore wprowadzilam, ale tez nigdy nie oczekiwalam, zeby to on je sam z siebie kontynuowal.
A czy sie kiedys "nawroci"? Nie wiem, ale to nie jest wielki problem dla mnie.
Mozliwe, ze jest blizej Boga niz ja, bo jest bardzo dobrym czlowiekiem. Milosierdzie Boze jest bezgraniczne, a ja jestem pewna, ze to bylo wola Boga, ze sie pobralismy.

I nigdy nie patrzylam na niego jak na "heretyka". Dla mnie to moj najukochanszy maz, ktory wytrzymuje ze mna od lat. A ja aniolem nie jestem, nawet jezeli jestem katoliczka.


Pt sty 21, 2011 21:31

Dołączył(a): Śr kwi 20, 2005 14:22
Posty: 158
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella, nie popadaj w skrajnosci. Nie musisz ani kryc sie z symbolami Twojej wiary ani rezygnowac z przestrzegania jej zasad czy tradycji z powodu niewierzacego meza. To ze chcesz spedzac Swieta po katolicku jest dobre i zrozumiale, nie musisz rezygnowac z koled, pasterki czy innych chrzescijanskich tradycji. Wystarczy ze nie bedziesz zmuszala meza do czynnego udzialu w nich. Jesli nie chce sie przezegnac mimo ze wszyscy to robia- niech sie nie zegna. Jesli nie chce spiewac koled- niech nie spiewa. Jesli nie zgadza sie na przyjecie ksiedza- to popros ksiedza osobiscie o to by przyszedl do was w innym terminie kiedy Ty bedziesz w domu. Nie musisz sie o to obrazac ani postrzegac tego jako zyciowa porazke bo z takich doswiadczen Bóg tez jest w stanie wyprowadzic dobro.
Twoj maz napewno doceni to ze szanujesz go i nie zmuszasz do spelniania powinnosci wyplywajacych z wiary ktorej nie posiada. A jezeli bedzie widzial ze nie tworzysz wokol tego tematu presji, doceni tez napewno to ze wiara jest wazna dla Ciebie i moze nawet zacznie "ulatwiac" Ci jej praktykowanie, z czasem moze i sam zacznie z Toba o niej rozmawiac. Ale to wszystko musi sie odbywac w wolnosci. wystarczy ze zachowasz roztropnosc i np. nie bedziesz mezowi zyczyc lask Bożych kiedy on nie ma o tym zupelnie pojecia.
Przychylam sie do tego co napisala Kamala. Na sile nie zbawisz czlowieka. Potrzeba Ci wiele pokory i wielkiej ufnosci ze Bóg lepiej zalatwi ten problem od Ciebie. z Jego woli masz takiego meza jakiego masz i takze z Jego woli, przy Twojej pomocy, moze on z czasem zblizyc sie do Niego. Ale sukces bedzie dopiero wtedy gdy pozwolisz dzialac Bogu i nie robiac nic na sile. Milczace swiadectwo wiernosci wierze w zyciu codziennej moze naprawde zdzialac cuda. Wieksze niz tysiace teologicznych dysput i kazan

_________________
born to be wife


Pt sty 21, 2011 22:20
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn gru 21, 2009 15:49
Posty: 216
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella, mam wrażenie, że ty chciałabyś jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poprosić Boga o wiarę dla męża i .... już powinien wierzyć. Musisz sobie jasno uświadomić, że spektakularne i natychmiastowe nawrócenia zdarzają się niezmiernie rzadko. Częściej jest to długi, żmudny proces dorastania do prawdziwej wiary. Modlitwa o nawrócenie wymaga wielkiej cierpliwości i zawierzenia Bogu i trwa wiele długich lat, bo nawrócenie wymaga współpracy duszy z łaską, a niewierzący...... na ogół współpracować nie chce. Tym samym Bóg czeka, nie działa na siłę. Więc i ty nie oczekuj niczego już teraz, dziś, jutro. Zawierz, zaufaj i módl się nieustannie skoro jesteś wierząca i ta sfera ma dla ciebie ogromne znaczenie. Rezultaty tej modlitwy zobaczysz na pewno, ale nie natychmiast. Być może dopiero po wielu latach. Tak jak ci napisały już moje poprzedniczki dawaj dobre świadectwo życia. Swiadectwo łagodności, cierpliwości, czasem znoszenia cierpienia w ciszy i z uśmiechem. Wtedy więcej zdziałasz, niż demonstrując wszem i wobec swoje "jedynie słuszne" przekonania.

_________________
dawniej monika001 ;)


Pt sty 21, 2011 22:44
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
No dobra, przyznam się do czegoś. Pewnie napiszecie, że to nieładnie obgadywać inne osoby itd., ale z tego po części moje obawy wynikają. A skoro już tak dużo tu napisałam, to chyba uczciwie byłoby uzupełnić obrazek. Otóż znamy jedną parę, już ponad 2 lata po ślubie, sytuacja jest odwrotna: ona ateistka, on katolik. Bardzo ich lubimy i w ogóle, zresztą tworzą udane stadło małżeńskie, byliśmy na ich ślubie i weselu. Zresztą to oni nam podsunęli pomysł ze ślubem mieszanym. Ale do czego zmierzam. Otóż on był z podobnej rodziny jak moja, tam się zawsze wierzyło, chodziło rodzinnie do Kościoła. Wiem, bo znam jego Mamę. Ona była trochę z takiej jak mój mąż, to znaczy rodzice nie byli po rozwodzie, ale tylko cywilny, dzieci - wszyscy ateiści. No i ona postawiła przy ślubie sprawę tak, jak mój mąż: wierz sobie, ale mnie w to nie mieszaj. On to bardzo uszanował. Nigdy do niczego nie zmuszał, nawet jak Święta były, to wszyscy do kościoła, a ona zostawała w domu sama. Nie kryła się ze swoim ateizmem, nawet dyskutowali dużo na ten temat. Wiem, bo mi to wszystko opowiadali. No i ja obserwuję, że im dłużej to małżeństwo trwa, tym bardziej on się od Kościoła oddala! Do kościoła trochę chodził, teraz już prawie nie, bo zawsze mu coś wypadnie. Kolędy też nie było, bo oboje "gdzieś wyszli akurat". O spowiedź nawet nie pytałam, ale przypuszczam, że też nie bardzo. Stosują antykoncepcję, bo ona nie zamierza się uczyć NPR. On to wszystko toleruje i się zgadza, ale przez to jego wiara jest kompletnie martwa, poza krzyżem na ścianie w ich domu nie ma Boga zupełnie! I to im dalej tym gorzej. On nie widzi kompletnie problemu, bo mu się podoba jego młoda żona, zachwyca się nią, jaka ona jest wygadana, bystra, inteligentna, przebojowa... a dla mnie kobieta zwyczajnie go przekabaciła, czy też może nawet to nie jej starania, tylko on jakoś tak "naturalnie" wiarę stracił? Ksiądz mi mówił, że przy niewierzącym małżonku ryzyko utraty wiary jest silne, bo tak łatwo sobie "odpuścić". Ja się zadeklarowałam, że będę robić wszystko, aby odsunąć to ryzyko, ale pewnie ten mój kolega obiecywał to samo, bo to podobno standart przy mażłeństwach mieszanych?

Może jestem uprzedzona i histeryzuję, ale trochę się boję, że skończymy tak, jak oni. Może się boję o swoją wiarę? Łatwo jest wierzyć, kiedy rodzina wokół daje dobry przykład, mobilizuje. Zresztą zauważyłam, że jak oni jadą do jego mamy (mieszka w innym mieście) to on się poprawia, chodzi do kościoła itd.
Chyba macie rację pisząc, że powinnam sama się nawrócić! Ale nie chcę też popaść w jakąś dewocję i paranoję. Może dlatego tak się boję ustępstw, bo miłe złego początki, drobne ustępstwa na rzecz niewierzącego małżonka, a potem... klops? Ani się człowiek obejrzy, jest kompletnie zapuszczony duchowo?

Kamala, dziękuję za Twoje świadectwo. Dałaś mi nadzieję, że jednak można - mimo trudności - ani nie zepsuć małżeństwa, ani nie stracić wiary. Dziękuję!


Pt sty 21, 2011 23:08
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 369 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 25  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL