Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Wt kwi 16, 2024 5:23



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 369 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 25  Następna strona
 Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy? 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Witam wszystkich, wiem, że to mój trzeci post, ale noszę się z tym problemem już od jakiegoś czasu i zalogowanie się na portal wiara.pl jest z mojej strony krokiem do rozwiązania go.

Mianowicie :

Jestem w małżeństwie z ateistą. On jest takim typowym polskim niewierzącym, czyli chodził na katechezę, był bierzmowany, a potem mu się "odwidziało". W związku z tym wzięliśmy ślub mieszany, chociaż ja przekonywałam go, żeby jednak dał szansę Jezusowi. On mówił, że nie będzie niczego udawał i ja to szanuję. To dobry człowiek. Szanuje moją wiarę, przed ślubem zgodził się zaczekać. Nie mieszkaliśmy też razem, wynajęliśmy mieszkanie dopiero po ślubie. No i tu zaczęły się kłopoty...

Wiedziałam dobrze, że nie będzie ze mną chodził do kościoła itd., ale sprawy zaczęły się komplikować w okolicy Świąt Bożego Narodzenia. Powiem wprost, narzekał na wigilijny post (u niego w domu się tym nie przejmowano, oni jedli parówki w Wigilię rano, a na wieczerzy na stole lądowały wędlina i alkohol!), jak mu powiedziałam, że tak trzeba, to on mi na to, że to nie jest jego wiara i jak ja nie chcę, to nie muszę, ale on chce "normalnie" zjeść. No i usmażył sobie jajecznicę na szynce, jeszcze wiedział dobrze, że mnie ten zapach będzie denerwował, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi, żeby się nie kłócić w Święta itd. Potem było jeszcze gorzej: na Wigilii nawet się nie przeżegnał przy stole, życzenia były bardzo zdawkowe (byliśmy u moich rodziców, gdzie Święta są jak należy), głównie to milczał, a po prezentach poszedł oglądać TV. Oczywiście o wspólnym wyjściu na Pasterkę nie było mowy. Przyznam, że inaczej sobie wyobrażałam pierwszą małżeńską Wigilię! No ale dobrze, załóżmy, że to wszystko wynika z jego ateizmu. Chociaż nie musiał robić takich min na nasze życzenia. No przecież ciężko, żebyśmy specjalnie dla niego "cenzurowali" nasze życzenia, prawda? Próbowałam z nim o tym rozmawiać później, jak byliśmy sami, to mi powiedział, że moja mama nie musiała mu życzyć "jakiejś łaski Bożej". A dlaczego by nie??? Co to komu przeszkadza???

No dobrze, Święta minęły i przyszedł czas kolędowania. I tutaj dochodzę do naszego głównego konfliktu. Wiedziałam, że nie dam rady być tego dnia w domu, bo musiałam jechać do Poznania, więc poprosiłam męża, żeby wpuścił księdza, bo chcę mieć poświęcone nowe mieszkanie. Na co on, że nie ma mowy, on nie będzie z księdzem siedział i rozmawiał, w ogóle czego ja od niego wymagam! I tu już mi nerwy puściły, bardzo się pokłóciliśmy. Pojechałam do tego Poznania właściwie płacząc całą drogę. Od tamtej pory jest "cicho" między nami, prawie nie rozmawiamy, tylko takie "kup mleko, zapłać za gaz". Dopadły mnie wątpliwości. Pewnie ktoś powie, że powinnam się zastanawiać przed ślubem, ale jak ma całe życie tak wyglądać? On taki będzie zawsze? Poza tą jedną kwestią dogadujemy się bardzo dobrze, ale teraz nie wiem nawet, czy chcę mieć z nim dzieci. Co będzie ze chrztem? Czy mogę ochrzcić dzieci nawet, jeśli on odmówi wzięcia w tym udziału? Jak on pójdzie na wywiadówkę zamiast mnie, to nie zapisze dzieci na katechezę? On twierdzi, że nie przysięgał mi, że będzie aktywnie uczestniczył w moim życiu religijnym ani naszej rodziny. Czy to prawda? Może jestem głupia, że nie zastanowiłam się nad tym przed ślubem?
Czy Wielkanoc też tak będzie wyglądała? Przed ślubem nie spędzaliśmy Świąt razem. Może on ma inne wyobrażenia na temat tego dnia? Ale czy musi mi na złość jeść szynkę, jak ja poszczę?

Rozmawiałam o tym z moją siostrą, ona twierdzi, że wymyślam sobie problemy na zapas i że on mi nigdy nie obiecywał, że się nawróci.
Z drugiej strony czuję jednak w sercu, że powinnam dołożyć starań, by przekonać go do wiary w Jezusa. To by rozwiązało wszystkie nasze problemy. Nawet nie chcę myśleć o unieważnianiu małżeństwa albo o rozwodzie.
Już nie wiem, co mam myśleć.


Śr sty 19, 2011 16:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lis 07, 2010 13:35
Posty: 128
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Myślę, że mało ze sobą rozmawialiście przed ślubem na ważne tematy. Ty żyłaś (i żyjesz) w świecie swoich wyobrażeń nie potwierdzonych przez niego w żaden sposób. Przedstawiasz sytuację, jakby on Cię w pewien sposób oszukał, a tak naprawdę z tego, co piszesz to w ogóle tego tematu nie poruszaliście.
Z tego co wiem, jednak on decydując się na ślub kościelny musiał podpisać dokument o 'nie przeszkadzaniu' w katolickim wychowaniu dzieci przez drugą stronę.
Jeśli chodzi o posty, święta itd, to on przecież nie musi ich szanować ze względu na wiarę, ale mógłby oczywiście ze względu na Ciebie lub chociażby tradycję. Ale wygląda na to, że Ty naciskasz za bardzo, a on czuje się pod presją, reaguje odwrotnie do twoich oczekiwań i tworzy się taka jakaś przepychanka.

Ja sama jestem w związku z osobą niewierzącą (jeszcze przed ślubem), ale WSZYSTKIE najważniejsze kwestie mamy już od dawna obgadane. Ja nie próbuję go nawracać ani on mnie. Kilka razy nawet poszedł ze mną do kościoła, bez żadnego nacisku z mojej strony. Mamy wyjasnioną także kwestię wychowania dzieci. Wydaje mi się dziwne, że jeszcze o tym z mężem nie rozmawiałaś.

Myślę, że powinnaś spróbować z nim szczerze porozmawiać, z szacunkiem dla jego poglądów, a nie z nastawieniem 'nawracającym'. Zapytaj go dokładnie o każdą kwestię, jak on to wszystko widzi, bo jak nie, dalej będziecie brnąć w to nieporozumienie albo i gorzej.

Do wiary w Jezusa możesz go przekonać co najwyżej przykładnym życiem, zmuszanie(tworzenie presji psychicznej) i matkowanie nigdy nie działa. Poza tym wiara jest łaską, a jeśli on jest dobrym człowiekiem, to może sam kiedyś do niej dojdzie, możesz się o to modlić.


Śr sty 19, 2011 17:13
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr kwi 01, 2009 19:33
Posty: 624
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Postaw się w jego sytuacji - wyobraź sobie że Twój mąż wyznaje Islam.
Czy chodziłabyś z nim do meczetu ?
Czy w Ramadan pościłabyś razem z nim ?
Czy spotkałabyś z mułłą (czy innym islamskim duchownym) sam na sam, bez towarzystwa męża ?

Nie wszystkich da się nawrócić, a już na pewno nie zaczynając od przymuszania do brania udziału w obrzędach religijnych. Twój mąż od zawsze deklarował się jako ateista, czy myślałaś że po ślubie nagle zacznie nosić figury na procesjach ? Piszesz że jest dobrym człowiekiem - świetnie. Ale wygląda na to że sprawami religijnymi (wspomnianymi przez Ciebie zapisaniem na chrzest, katechezę) będziesz musiała zająć się sama. Choć jeśli męża poprosisz o samo przyjście na uroczystość chrztu to chyba nie odmówi ?

PS. Z tą szynką to strasznie dziecinne. Co to za post jeśli nie jesteś wystawiana na próbę ? Jeśli wytrzymasz, tym większa jego wartość...


Śr sty 19, 2011 17:31
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07
Posty: 8227
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Witam
aquarella napisał(a):
Jestem w małżeństwie z ateistą.
On jest takim typowym polskim niewierzącym, czyli chodził na katechezę, był bierzmowany, a potem mu się "odwidziało".
Ale chyba nie jest tylko ateistą z lenistwa, tylko bardziej z przekonania?
aquarella napisał(a):
W związku z tym wzięliśmy ślub mieszany, chociaż ja przekonywałam go, żeby jednak dał szansę Jezusowi.
On mówił, że nie będzie niczego udawał i ja to szanuję.
To dobry człowiek. Szanuje moją wiarę, przed ślubem zgodził się zaczekać.
No i dobrze, że nie chciał składać przysięgi, która dla niego nic by nie znaczyła.
aquarella napisał(a):
narzekał na wigilijny post
(u niego w domu się tym nie przejmowano, oni jedli parówki w Wigilię rano, a na wieczerzy na stole lądowały wędlina i alkohol!),
jak mu powiedziałam, że tak trzeba, to on mi na to, że to nie jest jego wiara i jak ja nie chcę, to nie muszę,
ale on chce "normalnie" zjeść. No i usmażył sobie jajecznicę na szynce,
jeszcze wiedział dobrze, że mnie ten zapach będzie denerwował, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi, żeby się nie kłócić w Święta itd.
A dlaczego miałby się podporządkować, skoro chce normalnie zjeść?
A jak on by ci wypominał i wytykał czego masz nie jeść i w jakich ilościach, byłabyś zadowolona?
aquarella napisał(a):
Potem było jeszcze gorzej:
na Wigilii nawet się nie przeżegnał przy stole, życzenia były bardzo zdawkowe
(byliśmy u moich rodziców, gdzie Święta są jak należy),
głównie to milczał, a po prezentach poszedł oglądać TV.
Oczywiście o wspólnym wyjściu na Pasterkę nie było mowy.
Przyznam, że inaczej sobie wyobrażałam pierwszą małżeńską Wigilię!
To masz bujną wyobraźnię, skoro inaczej wyobrażałaś sobie spędzanie święta religijnego z ateistą.
aquarella napisał(a):
No ale dobrze, załóżmy, że to wszystko wynika z jego ateizmu.
Chociaż nie musiał robić takich min na nasze życzenia.
No przecież ciężko, żebyśmy specjalnie dla niego "cenzurowali" nasze życzenia, prawda?
Próbowałam z nim o tym rozmawiać później, jak byliśmy sami,
to mi powiedział, że moja mama nie musiała mu życzyć "jakiejś łaski Bożej".
A dlaczego by nie??? Co to komu przeszkadza???
A gdybyś wyszła na hinduistę, a on życzyłby tobie i twojej mamie otwarcia się na dobroć Shivy,
to byłabyś zadowolona?
aquarella napisał(a):
poprosiłam męża, żeby wpuścił księdza, bo chcę mieć poświęcone nowe mieszkanie.
Na co on, że nie ma mowy, on nie będzie z księdzem siedział i rozmawiał, w ogóle czego ja od niego wymagam!
I tu już mi nerwy puściły, bardzo się pokłóciliśmy.
Pojechałam do tego Poznania właściwie płacząc całą drogę.
Od tamtej pory jest "cicho" między nami, prawie nie rozmawiamy, tylko takie "kup mleko, zapłać za gaz".
W wypadku poprzednich okoliczności można zrozumieć jego zachowanie,
jednak wymówka od przyjęcia księdza jest niezbyt przekonująca (bo nie będę z nim gadał...).
Dla świętego spokoju dałby radę poświęcić te kilkanaście minut.
aquarella napisał(a):
Dopadły mnie wątpliwości. Pewnie ktoś powie, że powinnam się zastanawiać przed ślubem,
ale jak ma całe życie tak wyglądać?
On taki będzie zawsze?
Powinnaś to brać pod uwagę.
aquarella napisał(a):
Poza tą jedną kwestią dogadujemy się bardzo dobrze, ale teraz nie wiem nawet, czy chcę mieć z nim dzieci.
A jak on chce mieć, to co zrobisz?
aquarella napisał(a):
Co będzie ze chrztem?
Czy mogę ochrzcić dzieci nawet, jeśli on odmówi wzięcia w tym udziału?
Chyba tak - dowiedz się w dziale 'Sakramenty' lub 'Prawo kościelne'.
aquarella napisał(a):
Jak on pójdzie na wywiadówkę zamiast mnie, to nie zapisze dzieci na katechezę?
A kto ma to wiedzieć? Spytaj się go.
Chyba powinniście to ustalić wspólnie, a nie że jedno z was zapisze a katechezę, a drugie wypisze.
Wypadałoby dojść do porozumienia w tej kwestii
(o czym wy rozmawialiście przed ślubem, skoro nie wiesz, jakie jest jego stanowisko w tej sprawie?).
aquarella napisał(a):
On twierdzi, że nie przysięgał mi, że będzie aktywnie uczestniczył w moim życiu religijnym ani naszej rodziny.
Czy to prawda?
A skąd my mamy to wiedzieć, co przysięgał lub nie przysięgał twój mąż?
Znajdź tą formułę sakramentalną, którą odmawialiście w kościele.
Tam powinna być zawarta deklaracja chęci (lub braku sprzeciwu wobec) wychowania dzieci w wierze katolickiej.
Jeśli mąż tej formuły nie wypowiadał, to oczywiste że nie wiąże go w tym miejscu przysięga
//ale prawdopodobnie formuła ta musi być zawarta na każdym ślubie katolickim
aquarella napisał(a):
Może jestem głupia, że nie zastanowiłam się nad tym przed ślubem?
No rozsądku to w tym nie było.
aquarella napisał(a):
Czy Wielkanoc też tak będzie wyglądała?
Oby. Kibicuję mężowi, żeby się nie poddał.
Tylko się nie waż go budzić w niedzielę z rana na Rezurekcję!
aquarella napisał(a):
Przed ślubem nie spędzaliśmy Świąt razem. Może on ma inne wyobrażenia na temat tego dnia?
Ale czy musi mi na złość jeść szynkę, jak ja poszczę?
A dlaczego na złość? To już nie można jeść normalnie posiłków, bo jest się głodnym?
Podobnie wygląda sytuacja, gdy ktoś z domowników się odchudza.
Czy w związku z tym inni mają sobie odmawiać jedzenia, bo kuszą go smakowite zapachy?
aquarella napisał(a):
Rozmawiałam o tym z moją siostrą, ona twierdzi, że wymyślam sobie problemy na zapas i że
on mi nigdy nie obiecywał, że się nawróci.
Skoro nie obiecywał, to nie obiecywał.
Czego tu nie rozumieć?
aquarella napisał(a):
Z drugiej strony czuję jednak w sercu, że powinnam dołożyć starań, by przekonać go do wiary w Jezusa.
To by rozwiązało wszystkie nasze problemy.
A może to ty powinnaś "nawrócić się na" ateizm?
Przecież to też rozwiązałoby wasze problemy.

_________________
The first to plead is adjudged to be upright,
until the next comes and cross-examines him.

(Proverbs 18:17)

Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna.
(Weatherby Swann)

Ciemny lut to skupi.
(Bardzo Wielki Elektronik)


Śr sty 19, 2011 17:32
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Dodam takie zestawienie do tego, co już zostało napisane:

aquarella napisał(a):
No przecież ciężko, żebyśmy specjalnie dla niego "cenzurowali" nasze życzenia, prawda? Próbowałam z nim o tym rozmawiać później, jak byliśmy sami, to mi powiedział, że moja mama nie musiała mu życzyć "jakiejś łaski Bożej". A dlaczego by nie??? Co to komu przeszkadza???
(...)
Ale czy musi mi na złość jeść szynkę, jak ja poszczę?


Czy w równym stopniu nie byłyby uprawnione stwierdzenia:

1. No przecież ciężko, żebym specjalnie dla niej "cenzurował" moje posiłki. Co to komu przeszkadza???

2. Ale czy musi mi na złość życzyć "jakiejś łaski Bożej", jak ja jestem ateistą?


aquarella napisał(a):
On taki będzie zawsze?


Podobno największym błędem kobiet jest liczenie na to, że po ślubie mężczyzna się zmieni. A największym błędem mężczyzn jest liczenie na to, że po ślubie kobieta się nie zmieni ;)


Śr sty 19, 2011 17:41
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 17, 2006 14:05
Posty: 295
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
"Pewnie ktoś powie, że powinnam się zastanawiać przed ślubem"

no bo co innego można tu powiedzieć? nie uważasz, że Twoje zachowanie jest nieco egoistyczne a postawa bardzo naiwna? chcesz, żeby mąż się "religijnie" podporządkował. a co z jego poglądami? dlaczego piszesz z lekceważeniem, że mu się "odwidziało"? i czy nie pomyślałaś, jak on się czuje w wymienionych przez Ciebie sytuacjach? bo coś mi mówi, że Twoje podejście do niego jest takie "z góry" - na zasadzie ja jestem oświecona, a ciebie mi żal bo nie znasz Boga.


Śr sty 19, 2011 18:56
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Nie mam za bardzo komu się wygadać. Siostra uważa, że wymyślam, a mamie nie chcę się zwierzać, bo ona była zawsze przeciwna temu małżeństwu i teraz by miała tylko dowód na to, że miała rację i dopiero by mi nagadała... uf, nie mam zamiaru tego słuchać, rozumiecie :)

Co do zastanawiania się przed ślubem - może to zabrzmi dziwnie, ale jego ateizm nie był istotnym tematem w naszym życiu. Po prostu ja miałam swoje życie, chodziłam do kościoła i praktykowałam, on nigdy nie komentował, rozumiał to, że ja mam post albo że jestem na mszy. Nie stawał temu na przeszkodzie, nie robił też żadnych uwag u mnie w domu, chociaż wiedział, że wszyscy u mnie praktykują. Z drugiej strony, ja nie komentowałam zwyczajów w jego domu, chociaż wiem, że oni się wiarą zupełnie nie przejmują, nie podobało mi się to, ale też nic nie mówiłam, bo to jego rodzina. Panowała wzajemna tolerancja, chociaż moja mama była przeciwna temu związkowi, kręciła nosem nad jego ateizmem. Nie wiem, może i jego rodzina robiła uwagi na temat mojej wiary i zwyczajów w moim domu, ale tak jak mówiłam, on nigdy nie dał mi tego odczuć i to mnie cieszyło.

Nie uważam, że moja postawa jest naiwna. Po prostu kiedyś on miał swoją rodzinę, a ja swoją, a teraz mamy wspólną. Mogłam pominąć milczeniem pewne zachowania w jego domu, bo to był jego dom i jego rodzina, oni u siebie mieli prawo się zachowywać tak, jak chcieli. Ale teraz to ja jestem u siebie w domu i czuję się odpowiedzialna za to, jak ten dom wygląda. W tym za to, czy jest poświęcony. Kiedyś będziemy mieć dzieci i zależy mi na tym, żeby te dzieci miały dobry wzorzec, a nie taki, jak u niego w domu.

Nie porównujcie Wigilii i życzeń do islamu czy Shivy, bo to przecież zupełnie co innego! On przecież wiedział, że w naszym domu będzie się szanować wiarę katolicką i wiedział chyba, że jego zachowanie mnie rani? Domagam się tylko trochę szacunku do mojej wiary, ona jest dla mnie bardzo ważna. Mógłby to uszanować? Wpuszczenie księdza czy pójście na Pasterkę chyba go aż tyle nie kosztuje? Nie wymagam, żeby co niedziela chodził ze mną na mszę, bo rozumiem jego postawę, ale dla mnie Wigilia to także ważne przeżycie rodzinne. Więc mógłby to dla mnie zrobić, bo jesteśmy teraz rodziną, prawda? Uważam, że jego te ustępstwa nie kosztowałyby tyle, co mnie rezygnowanie z mojej wiary - zresztą, jak pisałam, on tego wcale nie oczekuje.

Cytuj:
i czy nie pomyślałaś, jak on się czuje w wymienionych przez Ciebie sytuacjach? bo coś mi mówi, że Twoje podejście do niego jest takie "z góry" - na zasadzie ja jestem oświecona, a ciebie mi żal bo nie znasz Boga.


A jak ma się czuć? Chyba nie umrze nie jedząc szynki przez jeden dzień? A modlitwa przy wigilijnym stole nie spowoduje u niego strasznych cierpień?
Nikt mu nie życzy na złość łask bożych. Odczytaliście to jakby moja rodzina i ja chcielibyśmy go jakoś skrzywdzić, a przecież wszyscy chcą dobrze! Trzeba dużo złej woli, żeby takie życzenia odczytać negatywnie.

Cytuj:
Chyba powinniście to ustalić wspólnie, a nie że jedno z was zapisze a katechezę, a drugie wypisze.
Wypadałoby dojść do porozumienia w tej kwestii
(o czym wy rozmawialiście przed ślubem, skoro nie wiesz, jakie jest jego stanowisko w tej sprawie?).


Rozmawialiśmy o tym i on zawsze mówił, że jemu katolickie wychowanie itd. nie będzie przeszkadzało.
Do tej pory mi się wydawało, że jest OK. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Właśnie to sobie uświadomiłam przy okazji Świąt. Do tej pory wydawało mi się, że jego "nie przeszkadza" oznacza, że będzie jakoś kooperował. Tymczasem widzę, że jest kompletnie anty i co rusz staje okoniem!

Cytuj:
Ale wygląda na to że sprawami religijnymi (wspomnianymi przez Ciebie zapisaniem na chrzest, katechezę) będziesz musiała zająć się sama. Choć jeśli męża poprosisz o samo przyjście na uroczystość chrztu to chyba nie odmówi ?


Szczerze mówiąc to sobie trochę inaczej to wyobrażałam niż tylko jego przyjście na zorganizowany przeze mnie chrzest. W końcu o ile pamiętam, to on podpisał deklarację, że nie będzie stawał na drodze mojemu praktykowaniu wiary, ale OBOJE przysięgaliśmy, że wychowamy po katolicku dzieci, którymi nas Bóg obdarzy!
A teraz wychodzi, że mam to robić tylko ja? Co to za rodzina?
Może znowu usłyszę, że jestem naiwna, ale pochodzę z rodziny, gdzie wszyscy są bardzo związani ze sobą, nie wyobrażam sobie, że ktoś z najbliższych mógłby nie uczestniczyć w czyimś ślubie, chrzcie, komunii, pogrzebie... na Święta wszyscy przyjeżdżają, nieważne jak daleko są, żeby uczestniczyć. ja nie chcę tego modelu, gdzie "każdy sobie".
Jest różnica między "nie przeszkadza mi" a "nie uczestniczę", ja jego deklarację rozumiem tak, że skoro mu nie przeszkadza moja wiara i wychowanie dzieci i on "nie staje na przeszkodzie" i tak dalej i tak dalej to znaczy, że jesteśmy rodziną i robimy wszystko wspólnie. Tworzymy dom, a częścią tego domu jest m.in. wspólna Wigilia czy chrzest.
I tak, uważam, że on powinien uczestniczyć w kolędzie, chrzcie, zapisać dziecko na katechezę. Bo tutaj nie ma opcji "neutralnej", skoro tego wszystkiego nie robi, to tak, jakby stawał mi na przeszkodzie? Tak jak w przykładzie z kolędą, której nie wpuścił.

On niedługo wraca z pracy. Jak z nim porozmawiam, to napiszę coś więcej. Na razie wszelkie rady mile widziane. Tylko nie piszcie, że wiara w Jezusa to jest to samo co wiara w Allaha, a post to jest to samo co odchudzanie, bo przecież tak nie jest!


Śr sty 19, 2011 21:09
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 17, 2006 14:05
Posty: 295
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Kiedyś będziemy mieć dzieci i zależy mi na tym, żeby te dzieci miały dobry wzorzec, a nie taki, jak u niego w domu.


no, jeszcze powiedz mu to wprost :D

Cytuj:

A jak ma się czuć? Chyba nie umrze nie jedząc szynki przez jeden dzień? A modlitwa przy wigilijnym stole nie spowoduje u niego strasznych cierpień?


zatem wolisz żyć w kłamstwie? przecież nawet jakby poszedł na pasterkę, to i tak by się nie modlił. bardzo naiwne podejście :( poza tym Twój mąż chyba nie popełnia grzechu jedząc szynkę w wigilię, bo o ile mi wiadomo, post został zniesiony?

Cytuj:
W końcu o ile pamiętam, to on podpisał deklarację, że nie będzie stawał na drodze mojemu praktykowaniu wiary, ale OBOJE przysięgaliśmy, że wychowamy po katolicku dzieci, którymi nas Bóg obdarzy!


o ile się nie mylę, to przy ślubie mieszanym ateista przysięga jedynie, że NIE BĘDZIE PRZESZKADZAŁ w katolickim wychowaniu dzieci, a nie, że BĘDZIE JE PO KATOLICKU WYCHOWYWAŁ.

Niestety, to, że on mieszkał ze swoją rodziną, a Ty ze swoją, nie usprawiedliwia tego, że o pewnych rzeczach powinniście byli porozmawiać.


Śr sty 19, 2011 21:30
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Ninurta napisał(a):
no, jeszcze powiedz mu to wprost :D


To chyba oczywiste, że jako osobie wierzącej bardzo mi zależy, żeby moje dzieci miały szanse na zbawienie? Dla mnie takie wychowanie jak u niego w domu jest złym wzorcem, bo odsuwa od Boga. Ciężko chyba, żebym temu przyklaskiwała, że ktoś pozbawia dzieci szansy na zbawienie?
Tolerancja tolerancją, ale ja nie mogę pozwolić, żeby tak było u mnie w domu, bo dla mnie to jest szkodliwe!

Cytuj:
zatem wolisz żyć w kłamstwie? przecież nawet jakby poszedł na pasterkę, to i tak by się nie modlił.


Chodzi o to, że byłby tam ze mną. A zresztą, co mu szkodzi się pomodlić? Przecież dla niego to tylko kilka słów i gestów.

Cytuj:
poza tym Twój mąż chyba nie popełnia grzechu jedząc szynkę w wigilię, bo o ile mi wiadomo, post został zniesiony?


Nic mi o tym nie wiadomo.

Cytuj:
o ile się nie mylę, to przy ślubie mieszanym ateista przysięga jedynie, że NIE BĘDZIE PRZESZKADZAŁ w katolickim wychowaniu dzieci, a nie, że BĘDZIE JE PO KATOLICKU WYCHOWYWAŁ.


OK, załóżmy nawet, że tylko "nie będzie przeszkadzał". W praktyce nie ma takiej opcji - albo zapisujesz na katechezę, albo nie. Albo chrzcisz, albo nie. I to mnie zaczyna niepokoić - bo ja jego obojętność rozumiałam jako przyzwolenie, a tutaj nagle taki opór???

Cytuj:
Niestety, to, że on mieszkał ze swoją rodziną, a Ty ze swoją, nie usprawiedliwia tego, że o pewnych rzeczach powinniście byli porozmawiać.


Nie dyskutowaliśmy o tym, czy on będzie jadł szynkę w Wigilię, to byłaby nieco dziwna rozmowa.
Być może błąd wynikał z tego, że każde z nas założyło, że po ślubie będzie żyło tak, jak dotychczas? A tak się przecież nie da. Życie razem to coś zupełnie innego. A już w rodzinie to w ogóle.


Śr sty 19, 2011 21:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07
Posty: 8227
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Nie stawał temu na przeszkodzie, nie robił też żadnych uwag u mnie w domu, chociaż wiedział, że wszyscy u mnie praktykują.
Z drugiej strony, ja nie komentowałam zwyczajów w jego domu, chociaż wiem, że oni się wiarą zupełnie nie przejmują,
nie podobało mi się to, ale też nic nie mówiłam, bo to jego rodzina.
Panowała wzajemna tolerancja, chociaż moja mama była przeciwna temu związkowi, kręciła nosem nad jego ateizmem.
Nie wiem, może i jego rodzina robiła uwagi na temat mojej wiary i zwyczajów w moim domu,
ale tak jak mówiłam, on nigdy nie dał mi tego odczuć i to mnie cieszyło.
Była to więc normalna, zdrowa postawa obu stron.
aquarella napisał(a):
Nie uważam, że moja postawa jest naiwna. Po prostu kiedyś on miał swoją rodzinę, a ja swoją, a teraz mamy wspólną.
Mogłam pominąć milczeniem pewne zachowania w jego domu, bo to był jego dom i jego rodzina,
oni u siebie mieli prawo się zachowywać tak, jak chcieli.
Ale teraz to ja jestem u siebie w domu i czuję się odpowiedzialna za to, jak ten dom wygląda.
Ty jesteś u siebie, a on jest gdzie? W gościnie u ciebie??
aquarella napisał(a):
Kiedyś będziemy mieć dzieci i zależy mi na tym, żeby te dzieci miały dobry wzorzec,
a nie taki, jak u niego w domu.
A oczywiście wzorce z twojego domu są lepsze, bo są z twojego domu...
aquarella napisał(a):
Nie porównujcie Wigilii i życzeń do islamu czy Shivy, bo to przecież zupełnie co innego!
On przecież wiedział, że w naszym domu będzie się szanować wiarę katolicką i wiedział chyba, że jego zachowanie mnie rani?
Domagam się tylko trochę szacunku do mojej wiary, ona jest dla mnie bardzo ważna.
Mógłby to uszanować?
A czy ty mogłabyś uszanować jego niewiarę?
aquarella napisał(a):
Wpuszczenie księdza czy pójście na Pasterkę chyba go aż tyle nie kosztuje?
A jak nie chce niepotrzebnie marznąć w kościele, to dlaczego ma tam chodzić
(dla towarzystwa?).
aquarella napisał(a):
Więc mógłby to dla mnie zrobić, bo jesteśmy teraz rodziną, prawda?
Uważam, że jego te ustępstwa nie kosztowałyby tyle, co mnie rezygnowanie z mojej wiary - zresztą, jak pisałam,
on tego wcale nie oczekuje.
Kompromis nie polega na ustępstwie tylko jednej ze stron.
aquarella napisał(a):
A jak ma się czuć? Chyba nie umrze nie jedząc szynki przez jeden dzień?
Ty również nie umrzesz, jeśli podczas twojego poszczenia on nie będzie pościł.
Jakoś Jan Chrzciciel i Jezus potrafili się dogadać, więc wy też możecie.
aquarella napisał(a):
A modlitwa przy wigilijnym stole nie spowoduje u niego strasznych cierpień?
A tobie złożenie ofiarnego kadzidełka przed ołtarzem bożka X też nie sprawi żadnych cierpień, prawda?
aquarella napisał(a):
Nikt mu nie życzy na złość łask bożych.
Odczytaliście to jakby moja rodzina i ja chcielibyśmy go jakoś skrzywdzić, a przecież wszyscy chcą dobrze!
Trzeba dużo złej woli, żeby takie życzenia odczytać negatywnie.
Niech Allah obdarzy cię pokojem i doprowadzi do opamiętania, wstapienia na drogę islamu
(posłuszeństwa Bogu i przesłaniu Jego Proroka - Muhammada).
aquarella napisał(a):
Do tej pory wydawało mi się, że jego "nie przeszkadza" oznacza, że będzie jakoś kooperował.
Tymczasem widzę, że jest kompletnie anty i co rusz staje okoniem!
To ty stajesz okoniem i kierujesz się swoimi wydawaniami się.
aquarella napisał(a):
nie wyobrażam sobie, że ktoś z najbliższych mógłby
nie uczestniczyć w czyimś ślubie, chrzcie, komunii, pogrzebie...
na Święta wszyscy przyjeżdżają, nieważne jak daleko są, żeby uczestniczyć.
ja nie chcę tego modelu, gdzie "każdy sobie".
Jest różnica między "nie przeszkadza mi" a "nie uczestniczę",
ja jego deklarację rozumiem tak, że skoro mu nie przeszkadza moja wiara i wychowanie dzieci
i on "nie staje na przeszkodzie" i tak dalej i tak dalej
to znaczy, że jesteśmy rodziną i robimy wszystko wspólnie.
Nawet modlitwy od ateisty oczekujesz? Gdzie ty widzisz pole do dyskusji?
To nie jest żadna ugoda tylko żądania.
aquarella napisał(a):
Tworzymy dom, a częścią tego domu jest m.in. wspólna Wigilia czy chrzest.
I tak, uważam, że on powinien uczestniczyć w kolędzie, chrzcie, zapisać dziecko na katechezę. Bo tutaj nie ma opcji "neutralnej", skoro tego wszystkiego nie robi, to tak, jakby stawał mi na przeszkodzie?
Masz trochę skrzywiony pogląd na udział rodzica w wychowaniu.
Pewnie jak będzie wysyłał dziecko na codzienne roraty a sam nie będzie na nie chodził,
to będziesz to odbierała jako przeszkadzanie dziecku w praktykowaniu katolicyzmu, co?
aquarella napisał(a):
To chyba oczywiste, że jako osobie wierzącej bardzo mi zależy, żeby moje dzieci miały szanse na zbawienie?
Dla mnie takie wychowanie jak u niego w domu jest złym wzorcem, bo odsuwa od Boga.
iężko chyba, żebym temu przyklaskiwała, że ktoś pozbawia dzieci szansy na zbawienie?
Tolerancja tolerancją, ale ja nie mogę pozwolić, żeby tak było u mnie w domu, bo dla mnie to jest szkodliwe!
Nie widzę tu żadnego zagrożenia dla zbawienia twoich dzieci.
aquarella napisał(a):
Chodzi o to, że byłby tam ze mną. A zresztą, co mu szkodzi się pomodlić?
Przecież dla niego to tylko kilka słów i gestów.
Czy chcesz, żeby twój mąż uczył dzieci obłudy??
Chyba twoja postawa jest większym zagrożeniem dla wiary dzieci niż ateizm twojego męża.
Prezentujesz postawę katolicyzmu jako tradycji, a nie prawdziwej wiary przeżywanej na poważnie.

W mojej ocenie namawiasz męża do grzechu:
Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy,
gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.

(Wj 20:7)
aquarella napisał(a):
On niedługo wraca z pracy. Jak z nim porozmawiam, to napiszę coś więcej. Na razie wszelkie rady mile widziane.
Tylko nie piszcie, że wiara w Jezusa to jest to samo co wiara w Allaha, a post to jest to samo co odchudzanie,
bo przecież tak nie jest!
Polecam powiedzieć mu szczerą prawdą - Prawdę absolutną, obiektywną:

(...)Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga.
Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie czyni dobrze.

(Psalm 14:1)

_________________
The first to plead is adjudged to be upright,
until the next comes and cross-examines him.

(Proverbs 18:17)

Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna.
(Weatherby Swann)

Ciemny lut to skupi.
(Bardzo Wielki Elektronik)


Ostatnio edytowano Śr sty 19, 2011 21:55 przez Elbrus, łącznie edytowano 3 razy



Śr sty 19, 2011 21:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 26, 2007 17:46
Posty: 2030
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Biedny ten twój facet, tyle mogę powiedzieć po przeczytaniu twoich wypowiedzi. Żal mi go strasznie.
Myślę że musi cię bardzo kochać, bo ja po takim zachowaniu jak twoje za pierwszym razem wygarnęłabym co myślę, a za drugim zrobiła awanturę.

_________________
Jestem panteistką.
"Nasze ciała są zbudowane z pyłu pochodzącego z gwiazd (...) Jesteśmy dziećmi gwiazd, a gwiazdy są naszym domem. Może właśnie dlatego zachwycamy się gwiazdami i Drogą Mleczną."
(Carl Sagan)


Śr sty 19, 2011 21:51
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz gru 07, 2006 8:54
Posty: 3956
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
A ja tylko dodam, że w wigilię już od lat post nie obowiązuje.

Albo dodam trochę więcej. Dla mnie cała ta sytuacja tylko dowodzi tego, że zamieszkanie razem przed ślubem nie jest złym wyjściem. Byście razem mieszkali, razem żyli i przeżywali właśnie te same problemy to byś wtedy mogła zerwać i narka. A teraz? Sory Winetou, masz już męża po wsze czasy wg Twojej wiary.

Oczywiście zgadzam się z innymi, że raczej nie zależy Ci na kompromisie, bardziej wymagasz, żądasz. Pomyśl - załóżmy, że Twój mąż wraca pewnego wieczora do domu i tako rzecze:

"Kochanie, olśnienia jam dostał dziś, jedyny, prawdziwy Bóg, Latający Potwór Spaghetti objawił mi prawdy swe, podążać za nim chcę, przykład ludziom dawać mam! Tak się cieszę, wreszcie ta pustka w mym sercu została wypełniona, kochanie! pójdź ze mną, oddajmy mu cześć, prośmy o łaski i dziękujmy za jego wszechmocne oddziaływanie na nasze, jakże maluśkie, życie!"

Rozumiem więc, że zrobiłabyś to, o co Cię prosi? W końcu skoro wymagasz szacunku i uczestniczenia w Twoich praktykach to winnaś również uczestniczyć w jego.

_________________
"Problem z cytatami w internecie jest taki, że każdy od razu automatycznie wierzy w ich prawdziwość" - Abraham Lincoln


Śr sty 19, 2011 22:19
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Na szczęście awantury nie było. Ale nie wiem w sumie, czy jest lepiej?
Porozmawiałam z nim o tym, jak się czuję i niestety powiedział mi to samo, co ktoś tu napisał - że on nie odpowiada za moje wyobrażenia o życiu rodzinnym...
Poczułam wyrzuty sumienia - może on za mało uczestniczył w życiu mojej rodziny, a ja w jego? Skoro przez dwa lata nie skonfrontowaliśmy poglądów na nasze wyobrażenie o życiu rodzinnym?
Zrozumiałam, że on jest wychowany w zupełnie innym wzorcu, gdzie każdy robił, co chciał. I zrozumiałam, że powinnam zorientować się wcześniej, że dla niego takie coś jest naturalne i on nie ma tych samych wzorów życia rodzinnego jak ja. Do tej pory mi się wydawało, że on nie miał takiego prawdziwego ciepła rodzinnego i że ja mu to stworzę, bo moja rodzina jest bardzo kochająca się. Ale teraz okazuje się, że jemu tak pasuje...

Elbrus napisał(a):
Ty jesteś u siebie, a on jest gdzie? W gościnie u ciebie??


Nie, jesteśmy razem u siebie w domu.

Cytuj:
A oczywiście wzorce z twojego domu są lepsze, bo są z twojego domu...


Tak, uważam, że moje wzorce są lepsze, bo w moim domu wszyscy się kochają i sobie to okazują i troszczą się o siebie.
Uważam, że moje wzorce są lepsze, bo w moim domu był Bóg, a gdzie jest Bóg na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu.
Taki dom chciałam stworzyć swojej rodzinie. Swoim - przyszłym - dzieciom.
Okazało się, że mój mąż takiego domu nie chce. Co mam robić?

Cytuj:
A czy ty mogłabyś uszanować jego niewiarę?


Ale co tu jest do szanowania? Niewiara to niewiara - przecież to nie jest wyznanie. On nie chodzi na żadne spotkania ateistów ani nie odmawia ateistycznych modlitw czy coś :D

Cytuj:
Kompromis nie polega na ustępstwie tylko jednej ze stron.


To co, ja mam niby zrezygnować ze swojej wiary? A może z rodziny? Każde z nas ma żyć osobno?
ja sobie tego nie wyobrażam :(

Cytuj:
Ty również nie umrzesz, jeśli podczas twojego poszczenia on nie będzie pościł.


No, może nie. Tu masz rację. Ale co jak kiedyś dzieci zapytają, co to za post mamo, jak tata je schabowego???

Cytuj:
Jakoś Jan Chrzciciel i Jezus potrafili się dogadać, więc wy też możecie.


W tym nadzieja :)

Cytuj:
tobie złożenie ofiarnego kadzidełka przed ołtarzem bożka X też nie sprawi żadnych cierpień, prawda?


Ale przecież on nie domaga się ode mnie żadnych kadzidełek. Jest niewierzący. Jedyne, czego mógłby się domagać, to żebym zrezygnowała z wiary, a obiecał, że tego nie zrobi.

Cytuj:
Niech Allah obdarzy cię pokojem i doprowadzi do opamiętania, wstapienia na drogę islamu
(posłuszeństwa Bogu i przesłaniu Jego Proroka - Muhammada).


Wiesz, ja potrafię zrozumieć, że ktoś takie życzenia składa ze szczerego serca i z dobrymi chęciami... nie musisz być złośliwy.

Cytuj:
Nawet modlitwy od ateisty oczekujesz? Gdzie ty widzisz pole do dyskusji?
To nie jest żadna ugoda tylko żądania.


Dlaczego zaraz żądania? Po prostu jakoś nie widzę tej przyszłości, jak on będzie zawsze demonstrował to, że nie wierzy jedząc ostentacyjnie szynkę czy olewając modlitwę przy stole. Poza tym chyba rozumie, że to drażni moich rodziców? Moim zdaniem robi to zwyczajnie mnie na złość.

Cytuj:
Masz trochę skrzywiony pogląd na udział rodzica w wychowaniu.
Pewnie jak będzie wysyłał dziecko na codzienne roraty a sam nie będzie na nie chodził,
to będziesz to odbierała jako przeszkadzanie dziecku w praktykowaniu katolicyzmu, co?


Najlepsi pedagogowie mówią, że jednym z fundamętów wychowania jest przykład osobisty. Jaki przykład osobisty ma dawać ojciec, który demonstruje swoją niewiarę w taki sposób? Tak, dla mnie to by było stawanie na przeszkodzie wychowaniu, bo taka postawa rodzi pytania. dziecko nie może mieć tak, że mamusia się modli, a tatuś nie, bo w końcu nie wie, co jest dobre, a co złe. Przecież nie będę mówiła dziecku, że tauś się nie modli, bo jest zły i odrzucił Pana Jezusa? :(

Cytuj:
Nie widzę tu żadnego zagrożenia dla zbawienia twoich dzieci.


A ja widzę... taka pół-rodzina, niby-rodzina, gdzie każdy wyznaje sobie, co chce to ma być środowisko do prawidłowego wychowania? Mama robi X, a tata robi Y i co, mam twierdzić, że jedno i drugie jest tak samo dobre? Inaczej przecież musiałabym budować w dziecku niechęć do ojca... to mnie trochę przeraża. Mam dwa wyjścia: albo powiedzieć dziecku, że tata jest grzesznikiem, odrzucił Boga, jest potępiony (co jest okropne, jak tak można mówić dziecku o jego ojcu) albo że tata nie wierzy, ale to w sumie nic strasznego, przecież tak jest też OK? Bo nie ma różnicy czy wierzy się czy nie? I wtedy musiałabym zadać kłam samej sobie!!!
Jest tylko jedna opcja uniknięcia tego dylematu... tata dla dobra dziecka uczestniczy w życiu religijnym rodziny, żeby jej nie rozbijać, nie prowokować zbędnych konfliktów, nie robić dziecku wody z mózgu. Przecież kocha mnie i będzie (pewnie_) kochał to przyszłe dziecko, więc chyba może się poświęcić dla uniknięcia tego konfliktu?
A jeśli nie? Jaka przyszłość czeka moją rodzinę?
Czuję się trochę załamana. Nasze wyobrażenia o wspólnym życiu się rozminęły. Nasze wyobrażenia o wychownaiu też pewnie się rozminą... nie dopuszczam opcji rozwodu, ale czy to jest w ogóle szansa na rodzinę? :(

Cytuj:
Chyba twoja postawa jest większym zagrożeniem dla wiary dzieci niż ateizm twojego męża.
Prezentujesz postawę katolicyzmu jako tradycji, a nie prawdziwej wiary przeżywanej na poważnie.


Jak to nie na poważnie? Zresztą, wyjaśniam to wyżej.

Cytuj:
W mojej ocenie namawiasz męża do grzechu:


Jakiego grzechu? Może jak będzie się modlił, choćby tak mechanicznie, to dostąpi łaski uświęcającej? Wiele razy się zdarza, że chociaż przystępujemy do modlitwy "z obowiązku", to jej moc jest prawdziwa. Głęboko wierzę w to, że tak może być w przypadku każdego, że modlitwa nigdy nie może zaszkodzić. A na pewno nie przybliży do grzechu!

Cytuj:
(...)Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga.
Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie czyni dobrze.

(Psalm 14:1)


Ale przecież ja o nim tak nie myślę :(
Dlaczego to musi być takie trudne?


Śr sty 19, 2011 22:40
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 17, 2006 14:05
Posty: 295
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
a tak btw:

Cytuj:
On mówił, że nie będzie niczego udawał i ja to szanuję.


no to przepraszam czego się spodziewałaś? myślałaś, że ślub to magiczny obrządek który zmieni narzeczonego w wymarzonego księcia?


Cytuj:
Jaki przykład osobisty ma dawać ojciec, który demonstruje swoją niewiarę w taki sposób? Tak, dla mnie to by było stawanie na przeszkodzie wychowaniu, bo taka postawa rodzi pytania. dziecko nie może mieć tak, że mamusia się modli, a tatuś nie, bo w końcu nie wie, co jest dobre, a co złe. Przecież nie będę mówiła dziecku, że tauś się nie modli, bo jest zły i odrzucił Pana Jezusa? :(


:o ja cię kręcę, ty naprawdę liczyłaś, że on będzie udawał. grał. kłamał. łgał dla twojego komfortu. bo przecież wytłumaczenie dziecku, że tatuś w boga po prostu nie wierzy jest nie do przejścia, prawda?

wybacz, ale wnioskując po tym co tu piszesz, to nie dojrzałaś do małżeństwa. bo ono nie polega na tym, żeby ktoś ci ustępował "bo tak".

doceniaj męża, bo on naprawdę musi cię kochać.


Śr sty 19, 2011 22:48
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Nie, nie chodzi o księcia zbajki :(
Chodziło raczej o to, że stworzymy wspólną rodzinę... powtarzam, wspólną... a nie każde osobno.
Myślałam, że on rozumie i akceptuje to, co dla mnie znaczy rodzina :(
Byłam w błędzie :( Szkoda, że to wyszło dopiero teraz, przy okazji rodzinnych Świąt.
Co mam teraz robić? Nie minął jeszcze rok od ślubu (pobraliśmy się w sierpniu 2010).

Cytuj:
wybacz, ale wnioskując po tym co tu piszesz, to nie dojrzałaś do małżeństwa. bo ono nie polega na tym, żeby ktoś ci ustępował "bo tak".


A na czym? Żebym ja jemu ustąpiła, zrezygnowała z rodziny, jaką chcę stworzyć, bo tak?
Ja mam przynajmniej argument, chcę takiej a takiej rodziny, takiego a takiego domu, bo wierzę w Boga.
A on - jaki jest jego argument? On w nic nie wierzy. Dlaczego zatem nie może ustąpić. Przecież to nie znaczy dla niego tyle, co dla mnie.


Śr sty 19, 2011 23:02
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 369 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 25  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL